Na plebanii przywitał nas stary pies, tęga gosposia oraz zakatarzony ksiądz. Ten ostatni, pewnie z powodu podziębienia, dość rzeczowo podszedł do tematu. Spisał dane, zarezerwował termin, wypytał o świadomość tegoż przedsięwzięcia, wspomniał o naszym zdrowiu psychicznym i o jakiś utajeniach, których lepiej się wystrzegać, bo grozi to unieważnieniem prosto z kurii, a może i z samego Rzymu, na koniec wyściskał nas w ojcowskim geście, mówiąc "idźcie z Bogiem".

No to żeśmy poszli ;]